Przy ulicy Mołdawskiej znajduje się kwiaciarnia. Jeden z ostatnich tchnień starszego Rakowca, bowiem jest tu chyba jednym z najdłużej działających sklepów. Z całą pewnością pamięta czasy PRLu, tak również przedstawia się trochę jego wystawa. Na ścianie budynku znajduje się oryginalny neon, niestety nie dane mi było zobaczyć jak wygląda w całej okazałości, świecąc się. A szkoda! Niemniej jednak warto podejść i obejrzeć kwiecisty neon, bo jak wiadomo tego typu warszawskie instalacje systematycznie znikają z mapy miasta.
Kwiaciarnia była zawsze troszkę tandetna, daleko jej do „pięknego” porządku pobliskich pawilonów. Kiedyś w ciągu pobliskich sklepów można było znaleźć spożywczy, sklep tzw. wielobranżowo drewniany, w którym można było kupić dosłownie wszystko. Był też sklep z mrożonkami i lodami Koral, nad którego wejściem znajdował się stary, wypalony słońcem banner Aretuzy, starego producenta wszelakich soków. Niestety, tak jak wszędzie postawiono tu apteki, sieciówki i banki.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą istniejące. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą istniejące. Pokaż wszystkie posty
środa, 1 stycznia 2014
niedziela, 1 grudnia 2013
Romantyczne serduszko Rakowca
Pozostając przy wodnej tematyce Rakowca, wstydem byłoby nie wspomnieć o jeziorku w małym parku im. Zasława Malickiego (architekta budynków na Rakowcu). Obecnie odrestaurowane, w 2009r. był najświeższy remont porządkujący jego otoczenie. Uregulowano zejścia do jeziorka, obsadzono roślinnością, stworzono dwie, „dzikie” wyspy dla ptaków oraz drewniany taras wychodzący nad taflę zbiornika.
Pamiętam to miejsce jeszcze w odsłonie z lat 60.XXw., kiedy brzegi oraz dno jeziorka wylane było betonem i pozbawione roślinności. Na środku straszył metalowy niby-karmnik dla ptaków. Na zimę woda zamarzała i dzieciaki, łącznie ze mną, lepiły w sadzawce bałwany. Bodajże 1996 lub 1997r. Teraz jest to miejsca głównie spacerów z psami oraz odpoczynku dla starszych mieszkańców. Dzieciaków tam mało, a kiedyś bez przerwy uginały się wierzby płaczące pod ciężarem śmiałków bujających się coraz dalej, nad wodę.
Jeśli dla mnie były to wspomnienia-szaleństwa, zajrzyjmy do opowieści Andrzeja Jeglińskiego z cyklu felietonów „Mój Rakowiec” umieszczonych na www.pisochota.blogspot.com: http://pisochota.blogspot.com/2013/09/moj-rakowiec-odc-5-stawik-morze-piratow.html. Można u niego przeczytać o iście pirackich zabawach najmłodszych mieszkańców Rakowca i łowieniu kijanek. Niestety, już od niemal 50 lat nie łowi się tam ryb, od czasów spuszczenia do stawiku ścieków.
Fotoochota - nad brzegiem stawiku 1987

Pamiętam to miejsce jeszcze w odsłonie z lat 60.XXw., kiedy brzegi oraz dno jeziorka wylane było betonem i pozbawione roślinności. Na środku straszył metalowy niby-karmnik dla ptaków. Na zimę woda zamarzała i dzieciaki, łącznie ze mną, lepiły w sadzawce bałwany. Bodajże 1996 lub 1997r. Teraz jest to miejsca głównie spacerów z psami oraz odpoczynku dla starszych mieszkańców. Dzieciaków tam mało, a kiedyś bez przerwy uginały się wierzby płaczące pod ciężarem śmiałków bujających się coraz dalej, nad wodę.
Jeśli dla mnie były to wspomnienia-szaleństwa, zajrzyjmy do opowieści Andrzeja Jeglińskiego z cyklu felietonów „Mój Rakowiec” umieszczonych na www.pisochota.blogspot.com: http://pisochota.blogspot.com/2013/09/moj-rakowiec-odc-5-stawik-morze-piratow.html. Można u niego przeczytać o iście pirackich zabawach najmłodszych mieszkańców Rakowca i łowieniu kijanek. Niestety, już od niemal 50 lat nie łowi się tam ryb, od czasów spuszczenia do stawiku ścieków.
Fotoochota - nad brzegiem stawiku 1987

sobota, 23 listopada 2013
... o górkach rekreacyjnie
Wcześniej doszło ciut informacji dotyczących źródła pochodzenia górek, teraz zajmiemy się przyjemną stroną wspomnieniową. Jak kiedyś wyglądał ten park? W co tu się bawiono? Jak spędzano czas na górkach?
Marek Nowakowski w swoim opowiadaniu Forty napisał: „(...) Jeszcze przez lata całe były celem wagarów kilku pokoleń uczniaków i ulubionym miejscem erotycznych inicjacji. W fosach podobno były raki i nocą odbywały się wyprawy z latarkami. Latem zatrzymywały się tutaj cygańskie tabory”.
Jerzy Kasprzycki pisał w nr. 283 „Życia Warszawy” (1968r.): „Nie ma chyba warszawiaka z dzielnic peryferyjnych, który we wspomnieniach z dzieciństwa nie zachowałby owych przepysznych zabaw na fortach. Gdzie, jak nie w fortecznych fosach, uczyliśmy się pływać i łowić ryby? A w latach późniejszych zdobywało się w gęstych zaroślach nadbrzeżnych wiele innych cennych i przyjemnych doświadczeń...”
Jak podchodzili do tego miejsca rodzice? Nie byli zbytnio zadowoleni, kiedy ich pociechy przemierzały strome zbocza tuż nad mętną wodą fosy. Stwarzało to oczywiste niebezpieczeństwo dla zdrowia dzieciaków. Kolejną grozę wzbudzała wieża triangulacyjna, która stała w pobliżu skrzyżowania ul. Korotyńskiego i Pawińskiego. Tuż obok niej znajdował się stawik obrośnięty trzciną – jedyna pamiątka po stałej wodzie znajdujące się niegdyś w fosie. Stawu już nie ma, a jedynym świadkiem tutejszych zabaw w piratów jest drzewo przy ul. Korotyńskiego 13 (obiecuję zdjęcie). Zapominano o niebezpieczeństwach w okresie zimowym, kiedy rodzice tłumnie przybywali tu zjeżdżać na sankach lub nartach. Największe stromizny znajdowały się od obecnej ul. Grzeszczyka.
Dla dzieciaków był to jednak niekwestionowany raj, pisze o tym Andrzej Jegliński w swoim artykule: http://pisochota.blogspot.com/2013/10/moj-rakowiec-odc-6-way-wzduz-ul.html , który bardzo polecam.
Górki w 1997, stary plac zabaw w tle i rosnące bloki

A dla mnie? Dla mnie to park starego placu zabaw z drewnianych bali (widać go na poniższym zdjęciu), który nie był ogrodzony, bujało się na wielkiej oponie, nie był ogrodzeń i zwariowanych matek niepozwalających swoim dzieciom biegać. Park bolesnych upadków na rolkach, jeżdżenia na starym składaku i zabaw z psem. Ale uwielbiam to miejsce i cieszę się, że jest zabytkiem nie do ruszenia. Przynajmniej póki co.
Marek Nowakowski w swoim opowiadaniu Forty napisał: „(...) Jeszcze przez lata całe były celem wagarów kilku pokoleń uczniaków i ulubionym miejscem erotycznych inicjacji. W fosach podobno były raki i nocą odbywały się wyprawy z latarkami. Latem zatrzymywały się tutaj cygańskie tabory”.
Jerzy Kasprzycki pisał w nr. 283 „Życia Warszawy” (1968r.): „Nie ma chyba warszawiaka z dzielnic peryferyjnych, który we wspomnieniach z dzieciństwa nie zachowałby owych przepysznych zabaw na fortach. Gdzie, jak nie w fortecznych fosach, uczyliśmy się pływać i łowić ryby? A w latach późniejszych zdobywało się w gęstych zaroślach nadbrzeżnych wiele innych cennych i przyjemnych doświadczeń...”
Jak podchodzili do tego miejsca rodzice? Nie byli zbytnio zadowoleni, kiedy ich pociechy przemierzały strome zbocza tuż nad mętną wodą fosy. Stwarzało to oczywiste niebezpieczeństwo dla zdrowia dzieciaków. Kolejną grozę wzbudzała wieża triangulacyjna, która stała w pobliżu skrzyżowania ul. Korotyńskiego i Pawińskiego. Tuż obok niej znajdował się stawik obrośnięty trzciną – jedyna pamiątka po stałej wodzie znajdujące się niegdyś w fosie. Stawu już nie ma, a jedynym świadkiem tutejszych zabaw w piratów jest drzewo przy ul. Korotyńskiego 13 (obiecuję zdjęcie). Zapominano o niebezpieczeństwach w okresie zimowym, kiedy rodzice tłumnie przybywali tu zjeżdżać na sankach lub nartach. Największe stromizny znajdowały się od obecnej ul. Grzeszczyka.
Dla dzieciaków był to jednak niekwestionowany raj, pisze o tym Andrzej Jegliński w swoim artykule: http://pisochota.blogspot.com/2013/10/moj-rakowiec-odc-6-way-wzduz-ul.html , który bardzo polecam.
Górki w 1997, stary plac zabaw w tle i rosnące bloki

A dla mnie? Dla mnie to park starego placu zabaw z drewnianych bali (widać go na poniższym zdjęciu), który nie był ogrodzony, bujało się na wielkiej oponie, nie był ogrodzeń i zwariowanych matek niepozwalających swoim dzieciom biegać. Park bolesnych upadków na rolkach, jeżdżenia na starym składaku i zabaw z psem. Ale uwielbiam to miejsce i cieszę się, że jest zabytkiem nie do ruszenia. Przynajmniej póki co.
O górkach informacyjnie...
Górki. Jasne, ukształtowanie terenu jako pierwsze nasuwa na myśl słowo „górki”. Wszyscy mieszkańcy Rakowca chyba znają to określenie i tak właśnie na górki chodzi się na sanki zimą, latem na kocyk, a wieczorami z psem. Jednak pod zwałem nasypanej ziemi kryje się spory kawałek historii.
Dwa zagadkowe miejsca, jakby zakopane betonowe konstrukcje to część widocznego fortu Rakowiec, który był fragmentem XIXwiecznych zabudowań twierdzy Warszawa. Wzniesiono go w latach 1889-1892. W innych miejscach Warszawy również istnieją takie forty należące do tego samego pierścienia. Co ciekawe, wszystkie mają ten sam kształt i są otoczone fosą, która jednak w przypadku ochockim nie ma już wody (poza okresem wiosennym, kiedy cały śnieg schodzi ze zboczy). Dlaczego jednak wybrano właśnie tę lokalizację? Tereny były tutaj bardzo podmokłe i przeważały tu liczne bagna, jeziorka oraz... potok służewiecki (sic! Ale zaraz, zaraz wrócimy do niego innym razem). Grząski teren nie sprzyjał więc wrogom. Dwa betonowe fragmenty nieznacznie wynurzające się z ziemi to wejścia do schronów o głębokości 100m. Tutaj taka malutka urban legend związana właśnie z tym miejscem, otóż podobno w latach powojennych dwójka chłopców weszła do fortu i znalazła skład niemieckiej broni z czasów wojny. Nastąpił głuchy wybuch i dwóch chłopców straciło życie wewnątrz twierdzy. Dlatego podobno obecnie drzwi pancerne są głęboko zakopane i nie można ich ruszyć.
Ciekawa jest również kwestia zieleni, ponieważ forty właśnie obsadzano roślinami szybko rosnącymi i mającymi rozłożyste korony. Korona fortu jest cała obsadzona kasztanowcami, które jednak pochodzą z czasów współczesnych. Ciekawe czy ogrodnik znał się na zieleni typowo fortecznej.
Fort nie brał udziału w drugiej wojnie światowej, wiadomo tylko z meldunków niemieckich, że nadciągający wróg od strony zachodniej właśnie stojąc na wale podawał komunikat o położonych w oddali budynkach Starej Ochoty, które dostrzegał poprzez rozciągające się pola Rakowca. Nie wiedzieli jednak, że ich cel będzie broniony przez mieszkańców kolonii.
Dwa zagadkowe miejsca, jakby zakopane betonowe konstrukcje to część widocznego fortu Rakowiec, który był fragmentem XIXwiecznych zabudowań twierdzy Warszawa. Wzniesiono go w latach 1889-1892. W innych miejscach Warszawy również istnieją takie forty należące do tego samego pierścienia. Co ciekawe, wszystkie mają ten sam kształt i są otoczone fosą, która jednak w przypadku ochockim nie ma już wody (poza okresem wiosennym, kiedy cały śnieg schodzi ze zboczy). Dlaczego jednak wybrano właśnie tę lokalizację? Tereny były tutaj bardzo podmokłe i przeważały tu liczne bagna, jeziorka oraz... potok służewiecki (sic! Ale zaraz, zaraz wrócimy do niego innym razem). Grząski teren nie sprzyjał więc wrogom. Dwa betonowe fragmenty nieznacznie wynurzające się z ziemi to wejścia do schronów o głębokości 100m. Tutaj taka malutka urban legend związana właśnie z tym miejscem, otóż podobno w latach powojennych dwójka chłopców weszła do fortu i znalazła skład niemieckiej broni z czasów wojny. Nastąpił głuchy wybuch i dwóch chłopców straciło życie wewnątrz twierdzy. Dlatego podobno obecnie drzwi pancerne są głęboko zakopane i nie można ich ruszyć.
Ciekawa jest również kwestia zieleni, ponieważ forty właśnie obsadzano roślinami szybko rosnącymi i mającymi rozłożyste korony. Korona fortu jest cała obsadzona kasztanowcami, które jednak pochodzą z czasów współczesnych. Ciekawe czy ogrodnik znał się na zieleni typowo fortecznej.
Fort nie brał udziału w drugiej wojnie światowej, wiadomo tylko z meldunków niemieckich, że nadciągający wróg od strony zachodniej właśnie stojąc na wale podawał komunikat o położonych w oddali budynkach Starej Ochoty, które dostrzegał poprzez rozciągające się pola Rakowca. Nie wiedzieli jednak, że ich cel będzie broniony przez mieszkańców kolonii.
Subskrybuj:
Posty (Atom)